W dzisiejszym poście nie będzie przepisu na dobrą pizzę ani porządnych zdjęć. Bo mimo że zabrałam aparat fotograficzny ze sobą pierwszy raz mi się zdarzyło, że przeleżał całą podróż w walizce.
Chata Macochy, ul. Wojska Polskiego 30a, Słupsk.
Pojechałam do Słupska po kilka zgrzewek mleka z Lidla, a skończyło się na wegańskiej pizzy. Zupełnie przypadkowa pizzeria, a bez problemu dostałam pizzę bez sera na wegańskim cieście. Najlepsza z najlepszych i w dodatku spora (czego nie widać na zdjęciach), a i tak wzięłam najmniejszą. Warto tam się wybrać większą grupą i zamówić pizzę-gigant wielkości stołu. (;
Stara Pierogarnia, Darłowska 10A, Ustka.
Wegańskie pierogi z soczewicą. Koniecznie bez cebulki (bo podają ją ze smalcem...). Była też opcja z ciecierzycą i szpinakiem. Bardzo dobrze przyprawione. Opcji wegetariańskich było dużo więcej.
Zdjęcia kłamią. Słońca prawie nie było, a jak już się pojawiło to wiał taki wiatr, że chwilami ciężko było iść. To pogoda zdecydowanie nie dla mnie, choć zawsze uwielbiałam morze jesienią, a nie znosiłam latem. Nad morzem bardzo dużo spacerowałam, a do tego trochę biegałam, choć oczywiście nie tak często jak planowałam.
Pamiątki znad morza, zamiast muszelek występują: mleko sojowe z Netto mniej słodkie niż biedronkowe, ulubione jogurty z Leclerca i zakupy w wegańskim sklepie w Wejherowie. Ser i salami są dla mamy, bo przeszła na weganizm (!) i jest w fazie "nie mogę żyć bez serca, więc kup mi tonę wegańskiego". W każdym razie cieszę się bardzo, choć znając życie wszyscy stwierdzą, że jak przekabaciłam ją na wegetarianizm, to weganizm też jest moją sprawką. A ja tylko podsunęłam mamie książkę "Głosy rewolucji żywnościowej" i się zaczęło... :)
Z powodu pogody (było cholernie zimno czego zdjęcia zupełnie nie oddają) czytanie książki kończyło się po pół godzinie z efektem muszę-napić-się-gorącej-herbaty-bo-zaraz-zamarznę. Dzięki temu miałam wymówkę, że nie mam kiedy czytać fachowej literatury. Jakby ktoś pytał na zdjęciu wcale nie ma książki, którą miałam zamiar czytać, więc wymówka zadziałała. ;)
A to już gdzieś na trasie przez środek Polski. Przepyszne pierogi z kaszą gryczaną i ziarnami słonecznika. Wzięłam tylko 4, bo wątpiłam że mogą być aż tak dobre. Jak widać da się zjeść coś wegańskiego, nawet jeśli będą to tylko pierogi i pizza to i tak moim zdaniem lepiej niż nieśmiertelny zestaw frytek z surówkami.
źródło zdjęcia: weg-anka.blogspot.com/2014/03/bar-wegetarianin-w-lublinie.html |
Bar Wegetarianin, ul. Narutowicza 13, Lublin.
Na koniec Lublin. Nie widziałam tam nic oprócz ulewy. Za dwa obiady, dwie herbaty, sok z buraka i ciasto zapłaciłam 20 zł, więc już nawet plastikowe talerze tak bardzo nie przeszkadzały. W dodatku była tu ogromna ilość wege produktów.
Przekabaceniem mamy budzisz mój najszczerszy podziw! Serio ;)
OdpowiedzUsuńKurczę, żeby trafić na pierogarnię, gdzie wiedzą, co to jest ciecierzyca, a jeszcze dostać pierogi z nią i ze szpinakiem ... Nie mogę, to trzeba mieć farta (?) :D
Niezłe małe wakejszyn :p
tyle pyszności na raz! szczególnie chętnie zrobiłabym zakupy w jakimś wege sklepie, no i oczywiście pierożki bardzo kuszące :)
OdpowiedzUsuńja ostatnio mamę przekonałam do nie jedzenia mięsa i już dosyć długo w tym trwa, zobaczymy co dalej :)
świat się zmienia i coraz więcej vegan opcji widzę :)
OdpowiedzUsuńNawet w Mielnie mają wegańską pizzę przy deptaku (ja się nie skusiłam bo unikam gluta, żarłam tradycyjnie fryty z surówkami) . I nie wiedziałam o tym wegańskim sklepie w Wejherowie. <3
OdpowiedzUsuńNiestety Stara Pierogarnia się zepsuła :( cebulka jest w farszu, smażona na smalcu. Pierogów z cecierzycą brak. Wegańskich opcji brak a wegetariańskie chyba tylko na słodko,( ewentualnie z kapustą i grzybami ale nie dopytywałam)
OdpowiedzUsuń