Najprostsze wegańskie placki z jabłkami

 

Doskonale pamiętam smak tradycyjnych racuchów z jabłkami. Tradycyjnych tzn. z jajkami i mlekiem. Uwielbiałam je. Tak się składa, że wegańską wersję uwielbiam jeszcze bardziej. Nie tylko dlatego, że jest wegańska, ale nie sądziłam, że można stworzyć przepis z tak dokładnymi proporcjami na te pyszne, niezwykle aromatyczne placuszki. Przepis pochodzi z niezastąpionej Puszki. Tradycyjnie używa się białej mąki, ale to już nie dla mnie. Placki wychodzą mi idealne także na mące pszennej pełnoziarnistej, a nawet na gryczanej i nie smakują zdrowo (co bywa dla niektórych synonimem "niesmacznie"), są po prostu pyszne. Dodatkowo w sezonie używam antonówek i wtedy dopiero jest wspaniale, czasem też łączę jabłka z gruszkami. Każdą wersję warto przetestować, chociaż wersja z antonówkami jest najlepsza ze wszystkich. (:



Placki z jabłkami
♥ 1,5 szklanki mąki (u mnie pszenna pełnoziarnista lub gryczana)
♥ 1,5 szklanki mleka roślinnego
♥ 2 duże jabłka
♥ 1 opakowanie budyniu waniliowego
♥ 1 pełna łyżeczka cukru waniliowego
♥ 3-4 pełne łyżki cukru
♥ aromat pomarańczowy

Jabłka kroję w drobną kostkę (kroję, a nie tarkuję, to bardzo istotne). Dodaję do nich pozostałe składniki i dokładnie mieszam. Smażę na rozgrzanej patelni na niewielkiej ilości oleju.

Zobacz więcej >

Wegański chłodnik litewski

Chłodnik kojarzy mi się z dzieciństwem, z działką i uciekaniem od żab. W mojej rodzinie chłodnik jest zawsze biały, to po prostu mieszanka kefiru z warzywami, botwinki się nigdy nie używało mimo że dostęp do niej był ogromny. Przez całe dzieciństwo zastanawiałam się jak inni to robią, że mój rodzinny chłodnik jest biały, a nie taki piękny różowy. ;) Jak przeszłam na weganizm zaraz poza twarożkiem brakowało mi tej różowej potrawy. Twarożek szybko zastąpiłam roślinnym, z chłodnikiem było trochę trudniej, ale udało się. Na pewno to nie jest typowo kwaskowaty chłodnik, jednak mi baaardzo odpowiada i mojej rodzinie także (która je nabiał). Kolor tego dania wychodzi mi różny. Ostatnio miałam mleko lekko słodkie, więc dałam tylko pół litra napoju roślinnego (stąd ten ciemny kolor).

Chłodnik litewski
♥ 1 pęczek botwinki
♥ 1 burak (opcjonalnie)
♥ 2 ogórki gruntowe
♥ pęczek rzodkiewki
♥ pęczek szczypiorku
♥ pęczek koperku
♥ 1 litr mleka roślinnego bez cukru (polecam owsiane)
♥ sok z 1 cytryny (max. z 2 cytryn)
♥ ocet jabłkowy (opcjonalnie)
♥ sól i pieprz do smaku

Botwinkę myję, siekam i wrzucam do garnka wraz z obranymi i startymi buraczkami z botwinki i  burakiem. Zalewam warzywa wodą, dodaję tyle wody, żeby warzywa były przykryte. Gotuję do miękkości ok. 15 minut. Zdejmuję z ognia i odstawiam do ostudzenia.
W tym czasie drobno kroję szczypiorek i wrzucam do garnka z łyżeczką soli. Ucieram szczypiorek z solą do momentu aż puści sok. Następnie dodaję pokrojone ogórki w drobną kostkę, rzodkiewkę startą na grubych oczkach, pokrojony koperek. Warzywa te zalewam mlekiem roślinnym z sokiem z cytryny. Dodaję przestudzony wywar z buraków i buraki. Przyprawiam solą i pieprzem do smaku. Jeśli chłodnik wydaje mi się za mało kwaśny, dodaję 1-2 łyżki octu jabłkowego. Odstawiam do lodówki przynajmniej na 2 godziny.
Chłodnik jem zawsze z ziemniakami. Z tym, że ziemniaki gotuję z dużą ilością łodyg koperku, nadaje to ziemniakom trochę inny, bardzo wiosenny smak.

Zobacz więcej >

Jak polubić zielone szejki i szejk z liści rzodkiewki

Ostatnio dzień w dzień robię rano zielone koktajle i nieważne, że wstałam zbyt późno, że jest wcześnie rano (piątka czterdzieści pięć pobudka) i nic się nie chce. Nieważne, że nie ma chleba a nawet mleka sojowego. Najważniejsze czy mam zieleninę w domu (i może jeszcze banany♥). Ostatnio miałam 20 minut do wyjścia i jeden z domowników spytał mnie zdziwiony "jak to, nie będzie dziś koktajlu?". Do dobrego, zielonego wszyscy szybko się przyzwyczajają. (: 

Pamiętam jak jeszcze rok temu byłam kompletnie zielona jeśli chodzi o zielone napoje. Któregoś dnia kupiłam jarmuż i kompletnie nie wiedziałam co z nim zrobić. Pierwsze szejki robiłam bardzo dokładnie według przepisów. Myślałam, że inaczej się nie da. Na początku nawet słodziłam koktajle cukrem (!). Dopiero z czasem zaczęłam coś dodawać od siebie, a teraz nie wyobrażam sobie trzymania się konkretnych proporcji. To, o czym dzisiaj piszę części osób wydaje się oczywiste, ale dla początkujących zielonożerców może akurat się przyda? Zwłaszcza, że wciąż widzę jak wiele osób nie wyobraża sobie połączenia zieleniny z owocami.
Przypomniał mi się wczorajszy wypad do wegańskiego lokalu (jedynego w moim mieście, ba, jedynego na całym Podlasiu zapewne). Zamówiłam sobie zielony szejk, B. próbuje i widzę, że bardzo jej nie smakuje. Nie dziwię się, natka pietruszki z bananem, z tym że banan chyba gdzieś sobie poszedł, B. od razu zapija swoim czekoladowym smufi, żeby pozbyć się złych, zielonych wspomnień. Mi smak natki nie przeszkadza i choć do zielonego dodaję zawsze owoce, wypiłam ten szejk, wypiłabym więcej, po prostu przyzwyczaiłam się do smaku zieleniny. :)

Jak zacząć? Przede wszystkim zastanów się jaką chcesz kupić zieleninę i gdzie. Początkującym odradzam sałatę, jej smak najbardziej przebija się przez owoce. To co jest najbardziej dostępne, sezonowe i organiczne na tyle ile da się kupcie/zerwijcie. Drugą sprawą jest pochodzenie zieleniny. Jeśli macie inną możliwość niż kupno zieleniny w markecie, zróbcie to. Jak tylko zauważyłam świeżą natkę pietruszki na targu, sięgałam po nią. Obecnie zielonego nie kupuję wcale. Mam na działce szpinak i rukolę. Jednak najczęściej sięgam po liście rzodkiewki (jako jedna z niewielu osób posadziłam rzodkiewkę dla liści).

A oto dlaczego unikam zieleniny z marketów:
źródło: http://litehousefoods.com

Szpinak, sałata i jarmuż należą do parszywej dwunastki owoców i warzyw najbardziej zanieczyszczonych. Jasne, że zimą kupuję szpinak w markecie, ale jak tylko da się, szukam bardziej ekologicznych dostawców.

A oto z czego robię zielone szejki: 

Bazą u mnie zawsze jest woda, czasem woda z cytryną i miętą. Woda kokosowa jest zbyt smaczna sama w sobie by pić ją w czymś innym. Dawno już też wyrosłam z myślenia, że szejki muszą być koniecznie na mleku (roślinnym).
Zieleninę wybieram dowolnie. Najbardziej lubię jarmuż, szpinak i liście rzodkiewki, choć oczywiście natka pietruszki też daje radę. Z kolei rukolę czy roszponkę wolę zjeść w stałej formie.
Największe pole popisu mam przy owocach. Mimo to zawsze dodaję banana, a nawet kilka, daje słodycz i kremową konsystencję, nie do zastąpienia niczym innym. Polecam także truskawki i maliny (jeśli macie dostęp do malin, polecam mrożenie, ja w ten sposób piję zielono-malinowe koktajle także jesienią i zimą). Sok z cytrusów dodaję zawsze, a z kolei owoce egzotyczne niesamowicie zabijają smak zieleniny.
Z dodatków zbyt często nie korzystam z czystego lenistwa. Świeżo zmielone siemię lniane powinno być obowiązkowe. Jeśli chcemy dodać daktyle, warto je wcześniej namoczyć, a później dodać je do koktajlu razem z wodą, w której się moczyły.

Na koniec mój ulubiony szejk ostatnich dni i wkrótce tygodni (choć teraz dodaję jeszcze truskawki):
Zielony szejk z liści rzodkiewki
♥ 50 g liści rzodkiewki
♥ 2 banany
♥ 1 pomarańcza
♥ woda (ok. 1 szklanka)
Liście rzodkiewki bardzo dokładnie myję, oddzielam od łodyg. Wyciskam sok z pomarańczy. Liście rzodkiewki miksuję z sokiem z pomarańczy i odrobiną wody (daję tyle wody, żeby miksowanie było możliwe). Dodaję banany i miksuję. Dodaję wodę do uzyskania idealnej konsystencji.

Oczyszczające smoothies
Zobacz więcej >

Mini kotleciki proste i szybkie

 Ile razy w życiu usłyszeliście, że dania wegańskie są drogie, pracochłonne lub że wymagają trudno dostępnych składników? Ja słyszałam to wielokrotnie. Jest jeszcze popularny mit, że bez jajka się nie uda, bo przecież tylko jajko spoi ciasto czy kotlety. ;) Dzisiaj pokażę wam moje awaryjne danie na dni kiedy się nie chce dużo czasu spędzać w kuchni lub gdy po prostu nie mamy na to czasu. Czyli dla leniuchów i zapracowanych będzie w sam raz. Jest jeszcze jedna przewaga tych wegańskich kotlecików nad tradycyjnymi - nie trzeba iść do sklepu po składniki, przynajmniej w moim przypadku. Zawsze mam w kuchni opakowaniu granulatu sojowego, na awaryjne sytuacje i dni nie-chce-mi-się. Wiem, że w ostatnim czasie znalezienie granulatu w sklepach jest trudniejsze niż było kiedyś. Warto poszukać nawet w osiedlowych sklepach, możecie być zaskoczeni jakie cuda można tam znaleźć.


Wegańskie mini-kotleciki z granulatu sojowego
♥ opakowanie granulatu sojowego
♥ 2 średnie cebule
♥ 2 ząbki czosnku
♥ 3 łyżki dowolnej mąki (u mnie po łyżce mąki z ciecierzycy, kukurydzianej i żytniej)
♥ 1 łyżeczka przyprawy warzywnej bez glutaminianu sodu
♥ suszony koperek
♥ suszona natka pietruszki
♥ mieszanka przypraw: curry, słodka papryka, chilli, czosnek, pieprz czarny, sól

Granulat sojowy zalewam gorącą wodą z łyżeczką przyprawy warzywnej. Po kilku minutach odlewam wodę. W tym czasie kroję cebule w kostkę, czosnek drobno kroję, wrzucam cebulę i czosnek na patelnię na odrobinę rozgrzanego oleju. Kilka minut smażę.
W misce mieszam granulat z cebulką, czosnkiem, suszonym koperkiem i natką oraz pozostałymi przyprawami. Dodaję 3 łyżki mąki i mieszam. Z masy tworzę małe kulki i smażę na niewielkiej ilości oleju. 


Do masy możecie dodać także starkowaną marchewkę czy świeżą natkę pietruszki. Kotleciki pasują do tradycyjnego obiadu z ziemniakami czy do indyjskiego dania z ostrym sosem pomidorowym.

Zobacz więcej >

Wyciskarka i niepozorny sok zielony

Ten sok powstał przypadkiem. Miałam świeżego ananasa i szpinak, który trzeba było zjeść jak najszybciej. Obawiałam się, że ananas nie będzie wyczuwalny w przeciwieństwie do zieleniny. Nic bardziej mylnego. Szpinak przede wszystkim nadaje kolor, a ananas oddaje smak i cudowną słodycz. Ten sok ma zwykle ciemnozielony kolor i większości osób kojarzy się ze zdrowym, niesmacznym napojem. Zmieniają zdanie jak tylko spróbują słodkiego, zielonego soku.

Niepozorny zielony sok
♥ ananas
♥ 250-450 gram szpinaku
Obieram ananasa, kroję go na mniejsze kawałki. Wyciskam sok z ananasa i szpinaku za pomocą wyciskarki.

W ostatnim czasie wzięłam się także za hodowlę trawy pszenicznej.

Jakie było moje zdziwienie, że tak mało soku wychodzi z tej trawy. A jeszcze bardziej zdziwił mnie smak. Było to bardzo bardzo niesmaczne. Szkoda, że wtedy nie przyszło mi do głowy, by połączyć trawę pszeniczną z innymi składnikami. ;) Następnym razem to zrobię!

Wypadałoby w końcu ocenić wyciskarkę. Oscara mam prawie od pół roku. Czy było warto zamienić sokowirówkę na sprzęt kilkukrotnie droższy?

Zależało mi przede wszystkim na wyciskaniu zieleniny. Faktycznie wyciskarka radzi sobie świetnie. Chociaż przy niektórych liściach nie widzę sensu wyciskania, np. jarmuż daje bardzo mało soku, znacznie lepiej jest go zmiksować. Za to szpinak sprawdza się idealnie, z trawą pszeniczną też nie ma problemu. Jeśli chcemy wyciskać więcej niż kilka razy w roku jabłka i marchewkę, to można pomyśleć o tym sprzęcie. Zastanawiałam się jeszcze jak długo będę mogła trzymać otrzymane soki w lodówce. W końcu zajmuje to trochę czasu, fajnie zabrać soczek do pracy i jednocześnie nie wstawać o piątej rano, by go zrobić. Podobno soki można trzymać 3 doby w lodówce, ja trzymałam maksymalnie 2 doby. Nic się nie rozwarstwiło, a smak się nie zmienił. Także to kolejna zdrowa i smaczna rzecz, jaką można zabrać do pracy czy na piknik. Jeszcze jest jedna rzecz, której się obawiałam. Zawsze miałam trudność z domyciem sokowirówki i musiałam poświęcić na to sporo czasu. To bardzo zniechęcało i powodowało, że coraz rzadziej po nią sięgałam. Zastanawiałam się czy tu będzie podobnie. Na szczęście nie, wyciskarkę myje się bardzo szybko, a do tego składa się ją w całość błyskawicznie. Dzięki czemu częściej po nią sięgam i nawet jeśli w trakcie wyciskania soku muszę sprzęt umyć nie ma z tym problemu.
Póki co są same plusy. Nie jest aż tak kolorowo. Moja wyciskarka dość łatwo się zapycha miękkimi składnikami. Miękkie jabłka potrafią zrobić mus zamiast soku, a nawet ananas może zapchać sprzęt już nawet po kilku minutach. Na szczęście wyczyszczenie Oscara trwa chwilę, więc to nie zniechęca. Za to bardzo zniechęca cena (zawsze możemy szukać okazji, np. czasem pojawia się na aukcjach wyciskarka z Biedronki). Zastanawiałam się ostatnio czy gdybym miała ją kupić dzisiaj kupiłabym wyciskarkę czy może porządny blender i malakser. Najchętniej kupiłabym wszystko na raz, ale bliżej mi jednak do wyciskarki. To z powodu możliwości wyciskania liści i świadomości, że nie są niszczone enzymy (w przeciwieństwie do sokowirówki).

Małe podsumowanie jakby komuś nie chciało się powyższego czytać:
Zobacz więcej >

Wegański Wiedeń

Tego postu o mały włos by nie było, bo z wyjazdem do Wiednia miałam spore kłopoty. To już chyba tradycja, że u mnie wakacje wiążą się ze stresem i zdaniem "chyba nigdzie nie pojadę". Tym razem zostawiłam wszystkie dokumenty w domu jadąc za chwilę do Warszawy. Musiałam w środku nocy wrócić do domu i liczyć na cud, że znajdę inny transport do Austrii na ostatnią chwilę. Stał się cud za który sporo przepłaciłam, ale było warto. Wiedeń okazał się piękny, zabytki były na każdym kroku, a ja żałowałam, że byłam tam tylko 3 dni. 

W tym roku zorganizowałam sobie wakacje wyjątkowo wcześnie, krótko i na dodatek w krajach, które nigdy mnie nie ciekawiły. Coś się zmieniło odkąd zostałam weganką i na podróże patrzę pod trochę innym kątem. Szukam wegańskich alternatyw, niedostępnych w Pl, nie tylko jedzeniowych, ale także kosmetycznych. W Wiedniu sklepów bio jest dużo, a produkty wege widziałam w każdym sklepie spożywczym, w jakim byłam. Najbardziej polubiłam sieć sklepów Spar (zwłaszcza eurospar), gdzie produktów wegańskich było sporo. Wielki wybór napojów roślinnych, smoothie, produktów Alpro, gotowych past i dań wegańskich. Ceny są porównywalne do niewegańskich odpowiedników.


W Wiedniu było wyjątkowo ciepło, przez ciągle widziałam ludzi jedzących lody. Stwierdziłam, że też odwiedzę lodziarnię, ale nie byle jaką. Veganista Ice Cream mieści się przy Neustiftgasse 23. Wszystkie lody są w 100% wegańskie, wafelki też. Porcje są ogromne, nie wiem czemu ale dostałam znacznie większą porcję niż inni... W każdym razie smak jogurtowo-malinowy (na bazie jogurtu sojowego) miażdży w pozytywnym sensie, a smak ciasteczkowy także jest pyszny. W miejscu jest przyjemna atmosfera, choć jest mało miejsca do siedzenia. Polecam wszystkim odwiedzenie tego miejsca, nie tylko weganie będą zadowoleni.

Jogurty Joya są dostępne w Polsce, nawet w Białymstoku, ale do tej pory próbowałam tylko naturalnego i truskawki. Smaczne jak zawsze. W Wiedniu widziałam też spory wybór mleka roślinnego tej firmy. Żeby było lepiej, widziałam także mleko Alpro, w tym w promocji 2,19 € za 2 litry. Bardzo żałowałam, że nie przyjechałam samochodem.

Herbata zielona i to nie jakaś koncernu testowanego (czyli Nestle), zamiast znikomej ilości ekstraktu z herbaty mamy tu napar z herbaty zielonej, lekko słodka. Pyszna.
Ziołowy dressing ze składem wegańskim. Gdybym miała jakiekolwiek szanse na zmieszczenie go w walizce, kupiłabym bez wahania dużą butelkę.

Mleko sojowe dostępne w sklepach Spar. Najlepsze, jakie do tej pory piłam. Słodkie, ale znacznie mniej niż te z Biedronki. Jedyne, które mogłabym tak po prostu pić szklankami. 1,29 €

Najlepszy hummus, jaki do tej pory jadłam, w 3 wersjach smakowych - naturalny, curry (!) i ziołowy. Kupiłam w Spar, 200g, około 2 €. Były także inne wersje, m.in. z mango i różowa z burakami. Można było kupić także pastę baba gannoush oraz falafel. Wszystko z krótkimi terminami ważności, za to bez zbędnych dodatków.

Pyszne, wegańskie wafelki. Wielkie, 400-gramowe opakowanie, kończące się zbyt szybko.


Produkty, które zabrałam do domu: napój sojowy o smaku waniliowym z Lidla (0,99 €), śmietana sojowa Alpro, margaryna Alpro (kupiłam trzy, po 1,79 €), hummus w 3 smakach, pasta pomidor-bazylia oraz falafel.

Na koniec muszę przyznać, że wybór wegańskich kosmetyków w Austrii jest spory. W sklepach bio jest praktycznie wszystko, produkty Lavery, Sante, Weledy. Nie są to tanie kosmetyki, ale fajna jest świadomość, że można po nie skoczyć tak po prostu do sklepu. Poniżej zdjęcie z wiedeńskiego Lusha. Lepiej nie wchodzić do środka jeśli nie chce się wydać fortuny.


Odwiedziłam też drogerię Markt (DM), DM jest tyle w Wiedniu co Rossmannów w Pl. Mają własne marki, tylko co do produktów Alverde jestem pewna, że są nietestowane na zwierzętach i niektóre mają oznaczenia vegan. Wybór produktów Froscha (także nietestowanych na zwierzętach) jest duży, w dodatku ceny są często niższe niż testowanych na zwierzętach odpowiedników.
Z Alverde kupiłam: 2 żele pod prysznic, 2 szampony, 2 odżywki, 2 deo roll-on, olejek do włosów, krem matujący do twarzy, masło do ciała, mini żel do mycia twarzy i dwufazowy płyn do demakijażu.


Z kolorówki kupiłam tusz do rzęs Alverde, krem bb Catrice i cienie Essence. Wybór produktów Catrice i Essence jest znacznie większy niż w Pl. Po prostu żyć, nie umierać. ;)
Zobacz więcej >
Zielone Love © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka