Kurki z jarmużem w "śmietanowym" sosie

Koleżanka z pracy mi ostatnio zarzuciła, że weganizm jest pracochłonny. Kiedy ona nie ma czasu w najgorszym razie biegnie do baru po kotlety i ma już prawie gotowy obiad, a co ja biedna mam zrobić? ;) Kiedyś takim awaryjnym daniem był u mnie makaron z sosem pomidorowym. W pewnym momencie tak często jadłam to awaryjne danie, że potem przez rok nie mogłam spojrzeć na makaron. Później zaczęłam przewidywać kiedy mogę nie mieć czasu i smażyłam kotlety na kilka dni. Ostatnio awaryjne dania są u mnie bardziej spontaniczne, takie jak dzisiejsze. Kurki kupiłam wracając z pracy, jak dobrze że obok pracy mam mały targ, to naprawdę ułatwia życie. Pozostałe składniki mam zawsze w domu, nawet jarmuż. Oczywiście świeży szpinak też będzie dobry.


Wegański sos śmietanowy z kurkami i jarmużem
Kurki z jarmużem:  
2 ogromne liście jarmużu
opakowanie kurek
pół zielonej papryki
cebula
ząbek czosnku
sól i pieprz
2 łyżki płatków drożdżowych
Sos śmietanowy:
3/4 szklanki słonecznika
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżki oleju
opcjonalnie: pieprz cytrynowy, czosnek niedźwiedzi

Słonecznik zalewam gorącą wodą na przynajmniej 15 minut. Po tym czasie odcedzam go, dodaję 2 łyżki soku z cytryny, 2 łyżki oleju i odrobinę wody. Miksuję i dolewam taką ilość wody aż wyjdzie nam odpowiednia konsystencja (raczej rzadka, ponieważ sos będzie miał tendencję do gęstnienia).
Drobno pokrojoną cebulę, paprykę i zmiażdżony czosnek smażę na niewielkiej ilości oleju. Po kilku minutach dorzucam pokrojony drobno pokrojony jarmuż i smażę. Następnie dodaję kurki. Po ok. 5-8 minutach dodaję sos śmietanowy ze słonecznika i płatki drożdżowe, jeszcze przez chwilę smażę i mieszam. Podaję z pełnoziarnistym makaronem, ryżem lub dowolną kaszą.

Zobacz więcej >

Czekoladowe ciasto z czereśniami

 

Poszukiwania idealnego wegańskiego ciasta czekoladowego w moim przypadku trwały długo. Ciasto zazwyczaj wychodziło mi zbyt mało czekoladowe jak na mój gust lub suche. Kiedy w końcu zrobiłam idealne ciasto, gdzieś zgubiłam przepis i do dzisiaj go nie odnalazłam. Wiem jedno - ciasto czekoladowe bez rozpuszczonej czekolady to nie ciasto. Ostatnio w końcu udało mi się upiec takie, które spełnia wszystkie wymagania. Podczas pieczenia w całym domu roznosi się zapach czekolady, lepiej być nie może. :) Dodatek w postaci owoców sprawdza się świetnie, zamiast czereśni sprawdzą się na pewno wiśnie, a nawet czerwone porzeczki.



Czekoladowe ciasto z czereśniami
1 szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej
1/2 szklanki mąki pszennej
1 szklanka mleka roślinnego lub wody (u mnie pół na pół)
1/2 szklanki oleju (u mnie kokosowy)
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (lub kilka kropel aromatu)
1 łyżeczka sody
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
3/4 szklanki cukru
150 g czekolady gorzkiej
500 g czereśni wydrylowanych (waga owoców przed wydrylowaniem)
Mieszam suche składniki, następnie dodaję mleko, olej i ekstrakt waniliowy. Rozpuszczam czekoladę w kąpieli wodnej (umieszczam ją w małym garnku nad większym garnkiem z wrzącą wodą, mieszam aż do rozpuszczenia) i dodaję ją do ciasta. Na koniec dodaję czereśnie i ponownie mieszam. Piekę około 35 minut w rozgrzanym piekarniku do 180 stopni.

Zobacz więcej >

Wegańskie produkty testujących na zwierzętach koncernów

Dość często trafiam w internecie na zachwyty nad wegańskimi produktami, ochy i achy nie mają końca. Zazwyczaj cieszę się, bo dzięki temu znalazłam w sklepach wegańską czekoladę z masłem orzechowym. Są też zachwyty, których nie rozumiem tak do końca. Chodzi o wegańskie produkty firm, które należą do koncernów testujących na zwierzętach, są to między innymi takie produkty:

źródło: http://kuchniawege.blogspot.com/2011/08/original-source-vegan-cosmetics-in.html
Żele Original Source, wegańskie, mają nawet znaczek Vegan od Vegan Society
Należą do testującego na zwierzętach koncernu PZ Cussons
(aktualizacja: co do PZ Cussons są sprzeczne informacje)


Kosmetyki The Body Shop, sporo z wegańskim składem
Należą do testującego na zwierzętach koncernu L'Oreal

źródło: http://www.facetikuchnia.com.pl/
Ciastka Oreo original, wegańskie
Należą do testującego na zwierzętach koncernu Kraft Food


 Chipsy Lay's kiełbaska z cebulą, wegańskie
Należą do testującego na zwierzętach koncernu Pepsi-Co

źródło: http://pretty-vegan.blogspot.com
Najbardziej perfidna była kampania prowadzona przez The Body Shop. Kilka lat temu w sklepach TBS można było podpisać petycję mającą na celu wyrażenie sprzeciwu wobec testów na zwierzętach.  Tak, ta firma już wtedy należała do L'Oreal, czyli kupując produkt The Body Shop wspierało się pośrednio testy na zwierzętach (!). Na marketing TBS wiele osób się nabrało, m.in. dlatego, że wszelkie komentarze krytyczne na fanpage'u tej firmy były kasowane. Więcej możecie przeczytać na blogu Pralni
Ta perfidna kampania zakończyła się, za to na stronie TBS w każdej chwili możemy się dowiedzieć, że są przeciwko testowaniu na zwierzętach, a nawet że nigdy nie testowali (?!). To naprawdę ładnie brzmi, tylko jakoś nie wspominają tam, że należą do testującego koncernu.

Kwestia kupna wegańskiego produktu należącego do okrutnego koncernu cały czas wywołuje dyskusje, czasem większe, innym razem pojawi się mały komentarz niezauważalny dla większości. Argumentów zachęcających do kupna takich produktów jest całe mnóstwo: przecież nie zbawisz całego świata (identyczny argument mają mięsożercy wobec diety wege), sam produkt jest wegański i tylko to się liczy, kupując taki produkt pokazujesz, że jest zapotrzebowanie na wegańskie produkty (ale jednocześnie wspierasz testującą na zwierzętach korpo) czy też gdyby o tym powiedzieć komuś, kto zostaje vege zniechęci się już zupełnie. Jedna z wielu dyskusji, która miała miejsce, tutaj przy pytaniu o Oreo "O co chodzi z Oreo? Serio są wegańskie?":

Kontrargument jest jeden, ale znaczący - kupując taki produkt, wspierasz koncern testujący na zwierzętach. 

P.S. Nie chciałabym, by ten post miał wydźwięk taki, że dobrzy są tylko ci weganie, którzy nie kupują Oreo. Chodzi mi bardziej o zaznaczenie, że prędzej czy później możecie mieć taki dylemat. W moim przypadku nie było dylematu kupić-nie kupić. Po prostu dowiedziałam się, jakie produkty są wolne od okrucieństwa i tylko je kupuję. Nie zamierzam wspierać złych koncernów. Ta kwestia nie dotyczy tylko wegan, ale wegetarian, a nawet wszystkożerców, którzy nie chcą przykładać ręki do testów na zwierzętach (wiem, że są tacy). Dobrze też o tym wszystkim wiedzieć, jak następnym razem natraficie na genialny przepis z użyciem ciastek Oreo czy kolejne zachwyty nad nowym żelem Original Source.

Dopisek: Od czasu napisania tego postu pogląd w tym temacie mi się trochę zmienił. Nadal chętnie wspieram wegańskie firmy, ale takich jest niewiele. Kupuję produkty wegańskie należące do niewegańskiej firmy. Natomiast w dalszym ciągu nie zamierzam wspierać firm, które testują na zwierzętach (jak np. L'oreal).

Co Was bardziej przekonuje?
Zobacz więcej >

To co ty właściwie jesz?

Pytanie "To co ty właściwie jesz?" pada chyba najczęściej, gdy ktoś dowiaduje się, że nie jem mięsa. Gdy komuś mówię, że do tego nie jem nabiału, kupuję tylko produkty nie testowane na zwierzętach i bojkotuję złe korporacje, robi wielkie oczy i chce wiedzieć co w takim razie jem. To pytanie za każdym razem mnie śmieszy i zwykle odpowiadam że jem twarożek z nerkowców. Od razu muszę wytłumaczyć co to są te tajemnicze nerkowce i podać przepis. Myślę, że żadna odpowiedź nie będzie dobra, najlepsze byłoby pokazanie zdjęć albo od razu poczęstowanie czymś wegańskim. 
W dzisiejszym poście nie będzie wspaniałych zdjęć, za to będą niewymyślne dania czyli to co właściwie jem. ;) Zastanawiam się czy nie wprowadzić takiego cyklu - bez stylizowanych zdjęć, za to z różnorodnym jedzeniem, zwłaszcza że zalega mi w folderach dużo zdjęć przeróżnych potraw.

Podsmażane kurki ze szczypiorkiem i małą cebulką. Do tego pomidory w sosie "tatarskim" (sos z Czech) i herbata w ukochanym kubku w sówkę.

Kotlety z fasoli mung, do tego tradycyjne dodatki, w sam raz na zapracowany dzień.

Zdjęcie z czasów studiowania, mieszkania w Warszawie i codziennego jeżdżenia do Łodzi czyli sprzed 1,5(?) roku.
Znane wszystkim ciasto - kokoloco (przepis z wegedzieciaka).

Kokoloco z galaretką
♥ paczka herbatników (u mnie Petit Beurre z Lidla)
♥ 200g wiórków kokosowych
♥ 1 litr wody lub mleka roślinnego
♥ 1 szklanka kaszy manny (lub kukurydzianej drobnej)
♥ 1/2 szklanki cukru
♥ 2 galaretki 
lub: 1 litr soku + 4 łyżeczki agaru*
♥ opcjonalnie: owoce do galaretki

Najpierw kładę ciastka na dno tortownicy.
Wiórki mielę w młynku do kawy. Wsypuję do płynu i zagotowuję, dodaję kaszę (powoli wsypuję, by nie zrobiły się grudki). Gotuję do zgęstnienia kilka minut. Na koniec dodaję cukier.
Gorącą masę wylewam na herbatnikowy spód. Gdy ostygnie wylewam na to gęstniejącą galaretkę.
*Zagotowuję sok i powoli wsypuję agar cały czas mieszając. Odstawiam galaretkę do stężenia, gdy ostygnie i zaczyna gęstnieć wylewam na poprzednio przygotowaną masę.
Zobacz więcej >

Wege Białystok: recenzja Flow Food

źródło zdjęcia: gazeta.pl
źródło zdjęcia: gazeta.pl
Jakiś rok temu wróciłam na stałe do mojego rodzinnego miasta Białegostoku i przez cały czas brakowało mi tu wegańskiej miejscówki. Na otwarcie wegańskiego i bezglutenowego (!) lokalu Flod Food czekałam długo. Miałam duże oczekiwania, a jednocześnie minimalne. Wydawało się, że wystarczy by były serwowane wegańskie posiłki, ale z drugiej strony chciałam by dania były przynajmniej smaczne. Lokal mieści się w centrum Białegostoku, ul. Malmeda 11/13. Obawiałam się, że będzie to malutki lokal, ale okazał się całkiem spory i niezwykle jasny (okna są po dwóch stronach). Stoliki są rozstawione na tyle, że można czuć się swobodnie. Z drugiej strony byłam tam kilka dobrych razy w różnych godzinach i tylko raz lokal był pełny, zazwyczaj jest tam bardzo pusto (co nie jest zaletą).

źródło zdjęcia: gazeta.pl
Można tu zjeść śniadanie (pasty z chlebkiem, jaglankę, tofucznicę), codziennie inny lunch (zupa + drugie danie), sałatkę (szpinakową i "grecką"), makaron kukurydziany (z zielonym pesto lub sosem warzywnym) i placki jaglane. Serwują także różnego rodzaju koktajle, kawę i oczywiście słodkości. Można tutaj kupić domowe masło orzechowe/migdałowe, musztardę a nawet wegański jogurt. Sporo rzeczy do wyboru, a jednak opcji obiadowych jak dla mnie jest za mało.
 
Falafel z frytkami
Falafel jest dobry, za to frytki są średnie jakby przesuszone, sałatka bez smaku (zero sosu lub przypraw), a sos podają bardzo dobry (pomidorowy) albo fatalny (rozwodniony sos, w którym czuć tylko czosnek).

Sałatka a'la grecka
Największe rozczarowanie, zwłaszcza jeśli to dla kogoś pierwszy kontakt z tofu. Tofu jest jedynie oprószone przyprawami, całość bez sosu, byle jaki winegret byłby lepszy niż nic.

Makaron kukurydziany z zielonym pesto.
Średnie, makaron odrobinę zbyt al dente, a w pesto czuć tylko zieleninę (natkę pietruszki) i nic więcej, nie sądzę by przypadło do gustu osobie mniej zaprzyjaźnionej z kuchnią roślinną.


Zapiekanka z kaszą jaglaną i cukinią (danie lunchowe).
Niestety znowu średnie, zapiekanka była w połowie bardzo mdła, a w drugiej połowie ze zbyt dużą ilością pieprzu.


Krem z liści rzodkiewki (danie lunchowe).
Jedyne danie, które mi tak naprawdę smakowało i mogłabym do niego wrócić, nawet przebolałam fakt, że ktoś przesadził z pieprzem

Jadłam jeszcze zupę z zielonego groszku (nie mam zdjęcia), ale nie powaliła na kolana, był to bulion z odrobiną groszku i włoszczyzną.

Stały punkt w menu: hummus z chlebkiem i warzywami.
Całkiem smaczne, choć lekko mdłe, bardziej przypominające pastę z ciecierzycy niż hummus, czuć było czosnek, ale o cytrynie i tahinie jakby zapomniano lub dodano minimalną ilość.

Szejk pietruszkowo-bananowy. 
Piłam go dwa razy, raz  - idealny słodki, a za drugim razem - czułam tylko zieleninę, chyba o bananie ktoś zapomniał.

Na zdjęciu pyszny waniliowy smoothie na bazie mleka kokosowego i warta zjedzenia pralinka. Próbowałam także smoothie w wersji czekoladowej (nie wiem jak to robią ale za pierwszym razem był pyszny, za drugim razem już tylko średni).

Trzeba przyznać, że kawę mają naprawdę dobrą. Przyjaciółka stwierdziła, że kawa na mleku roślinnym jest smaczniejsza niż ta na mleku krowim, ha, zwycięstwo! ;)

Wspaniały jogurt roślinny.

To tak podsumowując: miejsce niestety średnie. Dania są zwykle nieprzyprawione, a jeśli już się zdarzy to są ze zbyt dużą ilością pieprzu. Gdyby był inny wegański lokal w mieście, zapewne bym tu przychodziła tylko na kawę niestety... Kiedy idę do Flow Food mam tylko nadzieję, że danie nie będzie mdłe, już nawet nie liczę na to, że będzie pyszne, to chyba mówi samo za siebie.
Zobacz więcej >

Śniadanie w słoiku: pudding chia

Do całkiem niedawna należałam do osób, które nie wyobrażają sobie śniadania bez chleba. Nieważne czy miałam dużo czasu na wyczarowanie śniadania czy bardzo mi się śpieszyło. Zawsze były kanapeczki z mniej lub bardziej wymyślnymi pastami i warzywami. Ostatnio to się zmieniło. Postawiłam na śniadania na słodko w wygodnej wersji - w słoiku. Tego typu śniadanie zawsze zjadam w pracy, codziennie trochę inne. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zrobienie takiego śniadania nie zajmuje mi więcej czasu niż zrobienie kanapek. :) Pokażę wam dwie wersje wegańskiego śniadania - jedną zaczerpniętą od Jadłonomii oraz drugą, po którą sięgam częściej (ze względu na to, że mleko kokosowe nie bywa w mojej kuchni codziennie).


Kokosowy pudding chia
2 porcje
(źródło przepisu: Jadłonomia)
♥ puszka mleka kokosowego (400 ml)
♥ 100 ml dowolnego mleka roślinnego (u mnie sojowe waniliowe)
♥ 4 łyżki nasion chia
♥ 2 łyżki syropu z agawy
♥ 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
♥ świeże owoce (polecam truskawki!)
Do miski wlewam dwa rodzaje mleka, dodaję nasiona chia, syrop z agawy i wanilię. Wszystko mieszam, przelewam do słoików i zostawiam na całą noc w lodówce. Rano dodaję ulubione owoce aż do wypełnienia słoika, najczęściej sięgam po truskawki i brzoskwinie.

W mojej wersji puddingu gęstość masy możemy zmieniać za pomocą bananów. Jeśli rano okazuje się, że pudding jest rzadszy niż chciałam, dodaję drugiego małego banana i mam idealne danie.

Bananowy pudding chia
2 porcje
♥ 2 szklanki mleka roślinnego
♥ 1 duży banan
♥ 3 łyżki nasion chia
♥ sezonowe owoce
♥ opcjonalnie: masło orzechowe, karob, orzechy
Do miski wlewam mleko, dodaję banana i miksuję na jednolitą konsystencję. Dodaję nasiona chia, mieszam i przelewam do słoików. Zostawiam na całą noc w lodówce. Rano dodaję owoce (truskawki, maliny, morele czy inne). Czasem dodaję odrobinę masła orzechowego lub karob.

Zobacz więcej >
Zielone Love © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka